"Trzeba mieć tupet, żeby swój pełnometrażowy debiut zatytułować Film o szczurach, jednak w filmowym eseju Theo Anthony’ego o najbardziej pogardzanych stworzeniach na Ziemi można znaleźć znacznie więcej niż konfrontacyjny ton" – tak zaczął swoją recenzję tego filmu Neil Young. Jest w jego słowach sporo racji, bo w tym horrorze etnograficzno-socjologicznym zwyczaje gryzoni stanowią pretekst do penetracji niezbyt chwalebnej historii Baltimore. Tematy segregacji i rasizmu łączą się w dokumencie Anthony’ego z ujęciami miejsc, w których żyją szczury, i takimi kwestiami jak miłość ludzi do tych zwierząt i kolejne próby wytępienia niechcianych sąsiadów. Reżyser wybrał charakterystyczną metodę opowiadania. Monotonny głos narratorki przypomina z jednej strony filmy przyrodnicze, z drugiej zaś odwołuje się do dyskursywnej strategii eksperymentalnych dokumentów Wernera Herzoga. A nieoczywisty dobór obrazów, montaż oparty na ich intelektualnym, a nie emocjonalnym znaczeniu, przywołuje na myśl filmy Haruna Farockiego i Chrisa Markera.
Katarzyna Boratyn