Bruce Lee, legenda kung-fu, zmarł w 1973 r. Jako mistrz kina kopanego wystąpił w zaledwie czterech filmach, a jego śmierć pozostawiła pustkę nie tylko w sercach fanów, ale i w branży, która nie znosi próżni, kocha za to dochody z biletów. Dokument “Wejście klonów Bruce'a Lee” to opowieść o tym, jak przedsiębiorczy producenci wypełnili wyrwę po śmierci Bruce’a Lee jego licznymi naśladowcami tworząc przy okazji Bruceploitation: nurt produkcji, których realizacja doprowadziłaby dziś do wieloletnich procesów sądowych.
Bo kiedy Lee zmarł, widzowie i producenci z Hong Kongu potrzebowali jego następcy. Wtedy właśnie na scenę weszły klony Bruce’a: Bruce’owie Le, Li, Liang, faceci podobni do Lee fizycznie, sprawni w sztukach walki i bez większych skrupułów udający mistrza na ekranie. Tak powstało blisko 200 filmów, które na plakatach bezczelnie sugerowały, że mają z Bruce’em Lee coś wspólnego, w rzeczywistości zaś jedynie próbowały zarobić na uwielbieniu publiczności i owianej jeszcze wówczas tajemnicą śmierci mistrza.
Ale “Wejście klonów Bruce'a Lee” to nie tylko opowieść o branży filmowej i jej niemoralnych praktykach. To przede wszystkim film o legendzie Lee, który nawet po śmierci działał na wyobraźnię swoich fanów, opowieść o jego imitatorach, którzy, nieważne jak utalentowani, nie mogli rozwinąć skrzydeł, wreszcie film o zjawisku, które z Azji rozlało się na całą planetę.
Brygada “Bruce’ów” w pewnej chwili nie walczyła już nawet z typowymi oprychami, bo spragnieni większych zysków producenci ubierali naśladowców mistrza w żółty dres z “Gry śmierci” i kazali mu skopać tyłki np. Draculi, Jamesa Bonda, spragnionych ludzkiego mięsa zombiaków i wielu innych znanych popkulturze postaci.