Połączenie fantastyki naukowej z kinem apokaliptycznym, thrillerem i melodramatem. Nghiem-Minh Nguyen-Vo w swoim głośnym debiucie sprzed dekady, „Poganiacz bawołów”, opowiadał o wieśniakach znad Mekongu, przez większą część roku żyjących dosłownie „na rzece”, uzależnionych od jej kaprysów. Również w najnowszym filmie reżysera woda stała się pełnoprawnym bohaterem, kształtującym wizję przyszłości cywilizacji. Akcja rozgrywa się w 2030 roku w świecie walczącym ze skutkami globalnego ocieplenia. W wyniku katastrofalnej zmiany klimatu południowy Wietnam znalazł się pod wodą, a większość mieszkańców została ewakuowana. Sao i jej mąż Thi nie chcą opuścić swojej zatopionej ziemi, mieszkają w domu na palach i próbują przeżyć, korzystając z kurczących się morskich zasobów. Kiedy Thi zostaje zamordowany, Sao jest zdeterminowana, by rozwikłać zagadkę jego śmierci. Trop prowadzi do jednej z pływających farm, należących do korporacji, która prowadzi tajemnicze badania nad przystosowaniem roślin do życia w morskiej wodzie. Wśród zajmujących się nimi naukowców jest dawna miłość Sao, mężczyzna, którego miała nadzieję poślubić. Bolesne wspomnienia z przeszłości mieszają się w jej głowie z podejrzeniami, że coś złego dzieje się na farmie.
Ograniczenia wynikające z niskiego budżetu filmu wymogły na twórcach oszczędność środków filmowych i kameralny charakter dramatu, rozgrywającego się pomiędzy trzema postaciami. Kameralności tej nie zakłócają rozległe, pełne mocy morskie panoramy.