Niech nie zwiodą Was wizerunki bohaterów – słodkich misiów układających łapki w serduszka i deklarujących miłość do świata. „Wojny jednorożców” to film pełen potu, krwi, łez i wszelkich innych cieczy, którymi dysponują ludzkie i nieludzkie ciała. Antropomorfizowane zwierzęta zapełniają świat mrocznej bajki udowadniającej, że przekonania o odwiecznych prawach do ziemi, święte księgi, mocne etniczne tożsamości i dziejowe misje prowadzić muszą do katastrofy.
Kapłani i wojskowi angażują misie w konflikt z jednorożcami o magiczny las. Wojna w samonapędzającej się spirali okrucieństwa szybko przeistacza się w psychodelicznych koszmar i podróż do kolorowego jądra ciemności, podczas której większe zło zawsze wypiera mniejsze zło. Kilka lat temu Alberto Vázquez zaskoczył świetnym krótkim metrażem „Decordo”. „Wojny jednorożców” potwierdzają opinię, że w hiszpańskim reżyserze można upatrywać niegrzecznego współczesnego dziedzica surrealizmu w jego okrutnej, prowokacyjnej i niebiorącej jeńców formie.