W latach 80. XX wieku Marguerite Duras była już postacią-legendą. Ten film, jeden z jej ostatnich, stanowi osobiste podsumowanie twórczości i zawiera w sobie wszystko, co czyni jej kino wyjątkowym. Jest zwrotem ku pamięci i medytacją nad znaczeniem obrazu. Cała opowieść opiera się na dialogu rodzeństwa, które przemawia głosami samej reżyserki oraz jej partnera, Yanna Andréi. Filmowa Agatha i jej brat opowiadają o swoim kazirodczym związku i miłosnej tęsknocie, a ilustrację ich historii stanowią senne, zamglone miejsca – opustoszały dom nad oceanem oraz pobliska plaża pod pochmurnym, zimnym niebem. Te nieoczywiste przestrzenie stanowią nie tylko pejzaż ich wspomnień, ale też jeden z elementów subtelnej gry z widzem. Film Duras jest bowiem pełen luk, niczym puste płótno, domagające się uzupełnienia. Idealnie wpisuje się w definicję, którą charakteryzując jej twórczość, ukuł francuski filozof kina Gilles Deleuze: To dzieło totalne – nie w sensie Wagnerowskim, gdzie wszystkie aspekty przedstawienia służą muzyce. Ale takie, w którym wszystkie wymiary mogą rozkwitać – niezależnie od siebie nawzajem.
[Magdalena Bartczak]