Obok Jeana-Michela Basquiata i Keitha Haringa Richard Hambelton był ikoną nowojorskiego street-artu lat 80. O ile jednak dwaj pierwsi umarli młodo, stając się legendami, o tyle Hambelton przez kolejne dekady żył na heroinowym haju i pozostał postacią szerzej nieznaną. W latach 80. był gwiazdą na miarę Banksy’ego, efemerycznym twórcą, którego znakiem rozpoznawczym była malowana na murach figura cienia. Jego seria ulicznych prac Image Mass Murder, przedstawiająca obryzgany krwią zarys ciała na chodniku, przez wielu była mylona z autentycznymi miejscami zbrodni. Dokument Orena Jacoby’ego nie tyle wydobywa Hambeltona z mroku zapomnienia, bo o uratowanie (i sprzedanie) jego dziedzictwa postarali się przedsiębiorczy galerzyści, ile tworzy portret artysty przeklętego. To moralitet o wzlocie i nieuchronnym upadku. Przypadek Hambeltona jest fascynujący, bo w radykalnej formie pokazuje autodestrukcję, która jest prowadzącym na dno napędem twórczym – jego siły nie da się podrobić.
Ewa Szabłowska