Bohaterami filmu są australijskie pary homoseksualne wychowujące dzieci w wieku od 3 do 12 lat. Myliłby się ten, kto szukałby tu sensacyjnego, publicystycznego tonu. To intymna opowieść o do bólu normalnych problemach i radościach, jakie zdarzają się we wszystkich rodzinach. Traumatyczna wizyta z dzieckiem w szpitalu, wspieranie pociechy na meczu rugby, nerwy związane z adaptacją w nowej szkole po przeprowadzce, wybór liceum i wyrzeczenia związane z czesnym – życie biegnie normalnym, mieszczańskim torem. Australia jest w awangardzie światowych przemian obyczajowych, więc problemy wynikające z nieheteronormatywności rodziców nie zaprzątają zbytnio dzieciom głowy. Choć wiedzą, że ich dom nie jest taki, jak ich kolegów i koleżanek, nie stanowi to dla nich psychicznego obciążenia. Najmocniejszą stroną filmu jest obserwowanie z bliska żywej więzi łączącej rodziców i dzieci. Jesteśmy świadkami poważnych rozmów – jedna z mam stara się nawrócić syna, którego odrzuca homofobiczny aspekt chrześcijaństwa, inna z przerażeniem odkrywa, że jej syn fascynuje się zapasami. Gdzieś w tle dostrzec można obawę związaną z tym, jak nowe koleżanki przyjmą wiadomość o dwóch mamach. Również przeprowadzka dwóch ojców z adoptowanymi synami na nieco bardziej tradycyjne Fidżi sprawia, że chłopcy muszą pamiętać, że część życia domowego muszą zachować tylko dla siebie – przynajmniej na jakiś czas. Wszystko to jednak przejściowe kłopoty – miłość, którą okazują sobie na co dzień, wynagradza wszelkie niedogodności. Daje im także siłę, by mierzyć się ze światem – dwaj chłopcy wybierają się nawet do premier Australii z listem, w którym proszą ją o zalegalizowanie związków LGBT…