Odkrycie canneńskiego Tygodnia Krytyki, filmowe non-fiction najwyższej próby, którego autor niezmordowanie i z wytrwałością dorównującą determinacji bohatera wyprowadza nas poza opłotki kina społecznego czy slow cinema ku niezwykle rzadkiemu doświadczeniu współuczestnictwa. Od Kabwity Kasongi, rolnika z Demokratycznej Republiki Konga, dzieli nas przepaść, ale Emmanuel Gras z każdą minutą seansu zasypuje ją empatią, skupieniem, podziwem. W języku suahili makala oznacza węgiel. Kasongo karczuje las, by go wypalić, a później prowadzi wyładowany workami zdezelowany rower do odległego o dziesiątki kilometrów miasteczka, gdzie ma sprzedać towar. Cały ten nieludzki wysiłek wydaje się niemal absurdalny, gdy zestawimy go z nędznymi zarobkami. A jednak Syzyf-Kasongo brnie przez piach i wierzy w poprawę losu. A my z całej siły zaciskając kciuki, kibicujemy mu niczym bijącemu właśnie na naszych oczach rekord świata olimpijczykowi.
[Małgorzata Sadowska]