Tytułowe Hillbrow to jedna z najniebezpieczniejszych dzielnic Johannesburga – miasta przodującego w światowych statystykach morderstw, gwałtów i włamań per capita. Wybudowana na początku lat 70. ubiegłego wieku jako luksusowa, nowoczesna część miasta przeznaczona wyłącznie dla białych szybko stała się miejscem mieszania się ras – to tu rodził się sprzeciw wobec apartheidu. Dzielnica długo była mekką lewicowców, a także jednym z pierwszych centrów południowoafrykańskiego ruchu LGBT. Jednak w latach 80. zaczął się jej spektakularny upadek. Brak inwestycji, napływ biednych robotników z przedmieść i narastająca przemoc doprowadziły do odpływu klasy średniej. Dziś Hillbrow wypełnione bezdomnymi, narkotykami, gangami i biedą wygląda jak miasto po Apokalipsie. Reżyser zabiera nas na wyprawę do piekła – jego wizja Hillbrow przypomina tę ze znanych mrocznych teledysków grupy Die Antwoord. W hipnotycznych ujęciach śledzi wyjętych spod prawa bohaterów, beznamiętnie obserwując napady z bronią, gwałty, drobne kradzieże i dzikie noclegownie dzieci ulicy. Płynnie prowadzi kamerę przez zakamarki gigantycznych bloków chwiejących się na granicy atrofii, ulice zasypane śmieciami, betonowe budowle, niegdyś przyprawiające o zawrót głowy, a dziś zrujnowane i opuszczone. Transowy ton filmu i trafny dobór bohaterów składają się na wybuchową mieszankę uwodzącej agresji niczym z „Urodzonych morderców” i miejskiej melancholii przywodzącej skojarzenia z polskim „Hardkor Disko” i filmami Wong Kar-Waia. Film obywa się bez klasycznych dialogów, pozwala po prostu chłonąć zakazaną rzeczywistość – nie bez perwersyjnej przyjemności oglądania świata, który powinien zapaść się pod ciężarem własnych nieszczęść.