Bernardo Ruiz miał nakręcić zupełnie inny film. Chciał sportretować przygraniczny rejon pomiędzy Meksykiem a Stanami Zjednoczonymi. Zbierając materiały, umówił się z lokalnym dziennikarzem, Sergio Haro, którego trzygodzinna, zatrważająca opowieść o meksykańskim dziennikarstwie śledczym zdecydowała o zmianie tematu filmu.
Sergio Haro to tytułowy reporter. Ale nie on jeden. Film, opowiada o losach niezależnego meksykańskiego tygodnika Zeta, który powstał 32 lata temu z inicjatywy innego dziennikarza, Jesúsa Blancornelasa. Tracąc kolejne posady w redakcjach za bezkompromisową postawę, Blancornelas postanowił założyć własną gazetę. Ówczesny Meksyk pod rządami Partii Rewolucyjno-Instytucjonalnej (PRI) był państwem autorytarnym. Zeta była pierwszym niezależnym tygodnikiem, który punktował władzę za złe decyzje, korupcję i niezdrowe związki polityki z biznesem, który z czasem przerodził się w narkobiznes.
Film Ruiza na przykładzie dziennikarzy Zety pokazuje, jak ryzykownym zajęciem jest w Meksyku dziennikarstwo śledcze. W ciągu ostatnich kilku lat zaginęło lub zostało zamordowanych ponad 40 dziennikarzy, którzy deptali po piętach gangom narkotykowym. Wielu z nich, w tym także bohaterowie filmu, zostało zastrzelonych w biały dzień na ulicach Tijuany.