Satyra na infantylizm amerykańskiej kultury (pan doktor po pracy bawi się kolejką, a w pracy pielęgniarką, natomiast pani doktorowa kolekcjonuje lalki) i jej patriarchalne zależności (pan doktor traktuje panią doktorową jak natrętną dziewczynkę i nie zgadza się na dziecko, którego ona pragnie). Frustrującą egzystencję Lindy (Theresa Russell) przerywa pojawienie się młodzieńca z Anglii, który do domku na zakurzonym przedmieściu wnosi punkową energię. Martin (brawurowa rola Gary'ego Oldmana) podaje się za oddanego do adopcji syna Lindy, a jego "Mamuuuuusiu!" wywrzeszczane do wtóru Mother Johna Lennona sprawia, że po plecach przechodzą ciarki. Ale może Martin, który w mgnieniu oka z prowokatora zamienia się w syneczka, jest tylko projekcją wykończonej psychicznie i przesadzającej z drinkami kobiety? Może to jej mroczne, destrukcyjne alter ego? Perwersyjna seksualna fantazja? Dręczące wspomnienie traumy sprzed lat? Kimkolwiek jest, spotkanie z Martinem radykalnie odmieni życie Lindy i pomoże jej otrzeźwieć z amerykańskiego snu. Tor 29 (tytuł jest cytatem ze znanej piosenki Chattanooga Choo Choo), jak pisał amerykański krytyk Roger Ebert, nie oferuje rozrywki, ale obiecuje konsternację, szaleństwo i dziwaczność. Prawdopodobnie ci się nie spodoba. Ale na pewno cię nie rozczaruje.
[Małgorzata Sadowska]