Mimo niesławnego muru, symbolicznie oddzielającego „trzeci świat” od „pierwszego”, przez meksykańską granicę wciąż uparcie przedzierają się do USA coraz to nowi śmiałkowie. Ryzyko jest duże: amerykański patrol właśnie znalazł na pustyni kolejne ciało. Rzecz jasna – bez dokumentów: jedyny ślad, który mógłby pomóc w jego identyfikacji, to wielki tatuaż na piersi: „Dayani Cristal”. Ale kogo interesuje odpowiedź na tytułowe pytanie? Po tej stronie muru, oprócz obywatelskiej grupy amerykańskich patomorfologów, usiłujących identyfikować znalezione na pustyni zwłoki – nikogo. Chyba, że rolę bezimiennego migranta weźmie na siebie ikona meksykańskiego kina, czyli Gabriel Garcia Bernal, najpopularniejszy aktor Ameryki Łacińskiej. Bernal w roli anonimowego Latynosa odbywa całą wielotygodniową podróż do bram raju: autobusem, promem i osławioną meksykańską „bestią”, aż do amerykańskiej granicy. Reżyseria jest prawdziwa aż do bólu: droga migrantów na wymarzoną Północ wygląda dokładnie tak samo. Jednak o tym, kim jest Dayani Cristal dowiemy się za sprawą żmudnego śledztwa amerykańskich wolontariuszy, którym uda się w końcu ustalić tożsamość ofiary i zwrócić ciało rodzinie. W finale bohater, który – choć martwy - dał początek całej opowieści, odzyska wreszcie twarz.
Wspaniałe, nagrodzone na Sundance zdjęcia podkreślają zwodnicze piękno śmiertelnie niebezpiecznej podróży, ale też pozwalają nam w pełni docenić niezwykle emocjonalne zakończenie filmu. (kw)