Poezja jest mroczna, bo poezja jest o życiu, a życie jest mroczne – mówi w jednej z konwersacji prowadzonych nocami na chat roulette bohater pełnometrażowego debiutu Bianki Lucas. O jej filmie można by powiedzieć to samo – bo amerykańskie wnętrza i bezdroża oraz snujące się w tle audycje radiowe układają się tu w poetycki nokturn o kondycji współczesnego mężczyzny. Reżyserka pozwala nam podążać za rozczochranym Johnem (magnetyczny John Dicks) i próbuje dokonać tego, co być może w życiu najtrudniejsze: zrozumieć drugiego człowieka. A o bohaterze nie wiemy zbyt wiele, oprócz tego, że zakończył właśnie pracę na teksańskiej platformie wiertniczej i wraca do rodzinnego miasteczka w Missisipi – jednego z najbiedniejszych i najbardziej religijnych stanów w USA. Tu musi się zmierzyć z żałobą po śmierci swojej dziewczyny i nawiedzającymi go duchami przeszłości. Nieoczekiwanie w jego życiu pojawia się pies, który wyzwoli w nim pokłady emocji... Wyróżniony na festiwalu w Locarno Pies miłości to wnikliwy i pełen empatii zapis procesu uzdrawiania duszy, który można także czytać jako swoisty egzorcyzm odprawiany nad zmierzchem „amerykańskiego snu”.
[Adam Kruk]