Moja matka nie była tylko matką. Była drzewem – to wyznanie stanowi klucz do wyróżnionego na Berlinale nagrodą FIPRESCI eseju portugalskiej reżyserki. Autobiograficzna, lecz niestroniąca od fikcji opowieść jest wędrówką przez losy trzech pokoleń, a poza aktorami na ekranie pojawiają się członkowie rodziny Catariny Vasconcelos i ona sama. W centrum zaś znajduje się figura matki-drzewa zapewniającej korzenie, ale i gałęzie, od których można się odbić, by odfrunąć. Ta międzygeneracyjna łączniczka godzi nas także z naturą, z jej cyklem narodzin i śmierci. Celem tej poetyckiej archeologii w Metamorfozie ptaków jest nie tylko przywołanie ducha nieżyjącej matki, lecz także ostrożne jak muśnięcia pędzelkiem odsłanianie uniwersalnych mechanizmów przemiany, jakiej podlega wszystko, co żyje: czy będą to ptaki, ludzie, drzewa, domy czy pamięć. Pędzelek archeolożki bywa w tym filmie pędzlem malarki, bo misternie skomponowane statyczne ujęcia niejednokrotnie
przywołują na myśl dzieła mistrzów (choćby martwe natury). A przy okazji przypominają o dwoistej naturze kina, które rozpaczliwie pragnąc ocalić, uśmierca wszystko, co pochwyci w kadr.