Zapomnijcie o wszystkim, co wydaje wam się, że wiecie o Conanie Barbarzyńcy. „Conann” to pulsująca transgresją wariacja na temat mitycznej postaci stworzonej przez Roberta E. Howarda. Wejdźcie do surrealistycznego świata pełnego perwersyjnego seksu, makabry i gore podanych w wysmakowanej teledyskowej estetyce.
Przez oniryczną opowieść o Conann-wojowniczce prowadzi widzów Rainer - wyszczekana kobieta-mutant z głową psa i zamiłowaniem do sarkazmu. Historia Conann zaczyna się od ery Sumeryjskiej, ale wiedzie nas np. przez Bronx lat 90. aż do współczesności. Nie sposób fabuły „Conann” streścić w kilku zdaniach. Film Bertranda Mandico („After Blue: Przekroczyć błękit”), speca od wizualnie zachwycających teledysków i finezyjnych krótkometrażówek, wymyka się wszystkim schematom. To feministyczny manifest i krwawa epopeja w jednym, chwilami tak wstrętna, że zapragniecie odwrócić od ekranu wzrok. I jednocześnie tak piękna, że nie będziecie mogli tego zrobić.
„Conann” swoją stylistyką nawiązuje do kina fantasy lat 70. i 80., głównie europejskiego, choć fani „Conanów” z Arnoldem Schwarzeneggerem na pewno dostrzegą też odniesienia do tych klasyków. Mandico rzuca widzom wyzwanie: lawiruje między klasyczną opowieścią o narodzinach wojowniczki i body horrorem, a po drodze ciska odbiorcom jeszcze pod nogi kłody w postaci ostrego filozofowania. Czerń i biel, w których film „Conann” jest utrzymany (okazjonalnie - niczym miecz - przecina je kolor, dla wzmocnienia przekazu) jeszcze dodatkowo potęguje wrażenie absurdu, a ironiczna narracja Rainer sprawia, że całą opowieść o Conann łatwo wziąć w nawias.
W główną bohaterkę, na różnych etapach jej życia, wciela się kilka aktorek. 15-letnia Conann ma twarz Claire Duburcq („After Blue” i „1917”), 25-letnią gra Christa Théret, która dekadę temu została okrzyknięta w Berlinie najbardziej obiecującą młodą gwiazdą, Agata Buzek użyczyła oblicza 45-letniej Conann, a starszą Conann zagrały jeszcze Nathalie Richard i Françoise Brion.