Czy zastanawialiście się kiedyś, jak wyglądałaby baśń o Czerwonym Kapturku w wersji nieocenzurowanej?. Czy czujecie się zawiedzeni, bo nie widzieliście do tej pory na ekranie wystarczająco realistycznej przemiany człowieka w wilkołaka? Czy poszukujecie tytułu oferującego przekonujące połączenie horroru z komedią?
Jeśli na powyższe pytania odpowiedzieliście twierdząco, „Gliniarz Wilkołak” jest idealnym filmem dla was. Uzależniony od mocnych trunków policjant budzi się pewnego dnia z wyrytym na torsie pentagramem. Podczas gdy większość alkoholików rzuciłaby w tym momencie nałóg i przewartościowała swoje życie, Lou nie ma na to czasu – wkrótce jego ciało zaczyna przechodzić niewiarygodne przemiany. Zamiast rozpaczać, bohater postanawia wykorzystać swoje wilkołacze alter ego najlepiej jak potrafi i z nieudolnego stróża prawa zamienia się w respektowanego wśród mieszkańców obrońcę sprawiedliwości.
„Gliniarz Wilkołak”, kanadyjski pastisz w reżyserii Lowella Deana wręcz nurza się w kliszach kina klasy B, z gracją wpasowując się w kategorię filmów tak złych, że aż dobrych, i z pewnością sprawi, że podczas seansu zawyjecie ze śmiechu.