Reżyser z właściwą sobie wnikliwością przygląda się codziennemu życiu w tytułowym miasteczku. Na ekranie zobaczymy m.in. stałych bywalców lokalnego sklepu z bronią bądź masonów, którzy biorą udział w osobliwym rytuale. Choć Wiseman wielokrotnie demonstruje absurdalne poczucie humoru w stylu Formana czy Piwowskiego, jego celem nie jest bynajmniej stworzenie efektownej karykatury. Intencją reżysera jest próba opisania specyfiki małomiasteczkowej mentalności. Jej głównym wyznacznikiem wydaje się przekonanie o własnej wyjątkowości i absolutny brak zainteresowania światem zewnętrznym. Pod tym względem Monrovia… to ponury rewers poprzedniego filmu Wisemana - stanowiącego hołd dla bibliotek i innych instytucji krzewiących wiedzę Ex Libris: New York Public Library. Jednocześnie najnowszy dokument pozostaje jednym z najbardziej politycznych dzieł w całym dorobku mistrza. Jak ujął to w swojej recenzji Eric Kohn z Indiwire: Frederick Wiseman pojechał do krainy Trumpa, w której nikt wprost nie rozmawia o Trumpie.
[Piotr Czerkawski]