Shoah, Szoa (hebr. – całkowita zagłada, zniszczenie)
Dla wielu Shoah jest jednym z najważniejszych dzieł filmowych XX wieku. Lanzmann skończyłby w tym roku 100 lat.
Nie jest rzeczą łatwą mówienie o Shoah. Jest w tym filmie magia, a magii nie sposób wyjaśnić. Czytaliśmy po wojnie setki świadectw o gettach, obozach zagłady i byliśmy nimi wstrząśnięci. Ale dzisiaj, oglądając niezwykły film Claude’a Lanzmanna, spostrzegamy, że nie dowiedzieliśmy się niczego. Mimo wszelkich informacji potworne doświadczenie pozostało obok nas. Po raz pierwszy przeżywamy je w naszej głowie, naszym sercu, w naszym ciele. Staje się ono naszym. Nie będąc ani filmem fabularnym, ani dokumentem, Shoah potrafi odtworzyć przeszłość przy zadziwiająco oszczędnych środkach: niewielu miejscach, głosach, twarzach. Wielką sztuką Claude’a Lanzmanna było zmuszenie miejsc do mówienia, ich ożywienie w słowach, wyrażenie niewypowiedzianego twarzami.
Shoah to monumentalny, trwający dziewięć i pół godziny „tren pamięci ofiar Zagłady” (określenie Tadeusza Lubelskiego). Film powstawał przez 12 lat, z czego sam montaż zajął pięć. Zdjęcia zostały nakręcone w latach 1974–1981, w miejscach dawnych obozów śmierci. Zdaniem Lanzmanna kino nie powinno odtwarzać Zagłady, ponieważ jest ona niemożliwa do odegrania i przedstawienia. Jego formalnym zamysłem było skierowanie kamery na oczy tych, którzy Zagłady w różny sposób doświadczyli. W filmie nie ma ani jednego zdjęcia archiwalnego, żadnej fotografii, ani historycznych materiałów filmowych. Zamiast tego mówią ocaleni, postronni świadkowie oraz sprawcy Zagłady. Mówią również krajobrazy – pustka w przestrzeni, miejsca zapomniane i wyparte z pamięci, a także kamienne pomniki, lasy, pola, tory kolejowe. Reżyser chciał w ten sposób dokonać rekonstrukcji traumatycznych wspomnień i zadać pytanie o naturę pamięci. Shoah skupia się bardziej na pamięci o Zagładzie niż na faktach.