Po sukcesie Nocy żywych trupów George. A. Romero odszedł od tematu rozkładających się ciał, twierdząc, że nie ma nic więcej w tej sprawie do powiedzenia. Przez 10 lat reżyser zaciekle bronił swojego potwora, nie pozwalając na wykorzystanie go przez kulturę masową, jednak historia zadziałała na naszą korzyść, podsuwając mu metaforę niemożliwą do zignorowania. Dekadę po pierwszym filmie, geniusz Romero raz jeszcze odmienił oblicze gatunku. Świt żywych trupów połączony jest z Nocą... jedynie przez obecność tytułowych żywych trupów. Powtórne podejście Romero do tematu ukazuje historię grupy osób, którzy próbując przetrwać wśród żarłocznych zwłok, schronili się w opuszczonym centrum handlowym. Przerażający, lecz jednocześnie ironiczny i trafny symbolizm odzwierciedla strach przed nadmierną konsumpcją, która przesycała późne lata 70. Świt żywych trupów nadaje nowy sens corocznemu wędrowaniu wśród czerwcowych wyprzedaży, sprawiając, że poczujemy się jak ostatni ludzie na ziemi. (Aleksandra Kurek)