Duchy są wszędzie. Przynajmniej do takiej konstatacji skłania nastrojowy, stylowy film Yeo Joon-hana. Nie trzeba ich przywoływać, bo, choć niewidoczne, obecne są w doświadczanej rzeczywistości jako nieodłączna jej część. Są świadectwem życia, które rozgrywa się gdzieś, w innym wymiarze istnienia. Horror wywodzącego się z chińskiej diaspory reżysera początkowo miał nosić tytuł “Oddech”, co z pewnością wiązało się z okolicznością okrutnej śmierci jednej z filmowych postaci. z nią też związany jest prozaiczny i niezwykły zarazem rekwizyt grozy – plastikowa torebka unosząca się w powietrzu niczym zjawa. Ostatecznie Yeo postanowił zatytułować swój film „W ciemnościach”, co brzmi nie tylko bardziej adekwatnie w kontekście gatunku, ale nade wszystko zawiera w sobie spory potencjał metaforyczny korespondujący z treścią obrazu Yeo. Gdy bowiem umieramy, ogarnia nas mrok; w ciemności skrywa się pełna wyrzutów sumienia, kłamstw i dramatów przeszłość bohaterów; mrok w końcu okazuje się być naturalnym środowiskiem duchów.
„W ciemnościach” to przesiąknięta melancholijnym smutkiem ghost story, na szczęście od czasu do czasu rozjaśniana zabawnymi aluzjami do azjatyckiej klasyki gatunku. Film porusza jednak jak najbardziej poważną i bolesną tematykę. Yeo przygląda się bowiem bohaterom, którzy postawieni wobec okrutnych zrządzeń losu muszą sobie radzić ze śmiercią bliskiej lub niewinnej osoby. Ich reakcję są różne: od prób rozpaczliwego nawiązania kontaktu, który stanowiłby namiastkę dawnych, zażyłych relacji, po próby ułożenia sobie życia i zapomnienia o przeszłości. Ale „W ciemnościach” pokazuje, że nie jest to możliwe. Jeśli śmierć jest immanentną częścią naszej egzystencji, to przeszłość także nią jest, co potwierdza obecność otaczających nas zjaw.
Zrealizowany wedle najlepszych wzorców ustanowionych przez „Szósty zmysł” i „Shutter – Widmo” atmosferyczny malezyjski horror zrywa z konwencją typowego dla malezyjskiej grozy filmu okultystycznego, pełnego czarnej magii, demonów i opętania. Zrywa, dodajmy, z całkiem niezłym powodz